środa, 7 sierpnia 2013

Świat słów C.S. Lewisa – recenzja książki „Dopóki mamy twarze”



C.S. Lewis po raz kolejny wykreował świat, który zawłaszcza czytelnika i nie daje o sobie zapomnieć. Wykreował go słowami, którymi delektowałam się, czytając po kilka razy jedno zdanie i nie mogąc się nacieszyć ich doborem i właściwościami. Co to była za powieść! Ile pokładów wyobraźni, ile tysięcy znaczeń i reinterpretacji wyczerpują jej karty! 

Bohaterką powieści Lewisa jest księżniczka, a potem królowa Glome, Orual, choć co do jej tożsamości wielokrotnie w trakcie czytania można mieć wątpliwości. Szkieletem książki stał się mit o Amorze i Psyche, którego znajomość w żaden sposób nie odbiera smaku opowieści, bo dryfuje ona w zupełnie innym kierunku, choć zupełna nieświadomość biegu wydarzeń z pewnością dostarczy dodatkowych emocji. O czym naprawdę mówi dzieło Lewisa? Moim zdaniem – o złożoności ludzkiej psychiki, o roli motywacji i jej skutkach widocznych w działaniu, o wielowarstwowej miłości i jej różnorakich domieszkach. W sposób powierzchowny opowiada o relacji Bogów i ludzi, jednak kryje się za tym o wiele więcej. Owo drugie dno, przez cały czas w powieści obecne, momentami przeraża – rozkazuje, by się zatrzymać, zastanowić i naoliwić dawno nieużywane trybiki.

C.S. Lewis, którego większość czytelników zna głównie jako autora „Opowieści z Narnii” był również uznanym twórcą prozy przeznaczonej dla dorosłych, a przy tym niesamowitym erudytą, człowiekiem inteligentnym, błyskotliwym, o bogatej przeszłości i niesamowitej lekkości pióra. Pozostawił za sobą ogromną spuściznę literacką, eseistyczną, autobiograficzną i krytyczną. To, jak głęboko i jak szczerze wnika on w struktury ludzkiego umysłu nieustannie mnie zadziwia. Można nawet powiedzieć, że pisarz obnaża ludzkość z tajemniczości i wzniosłości, staje zaś przed nami bohater nagi, z całym swoim życiem w rękach, skazany na osąd czytelnika. To przynaglanie do wydania osądu sprawia, że czytelnik staje się ostrożniejszy – chce przeczytać wszystko, co tylko może, by to zrobić.

Książka „Dopóki mamy twarze” jest powieścią rewelacyjną – sama w sobie i w połączeniu ze wszystkimi myślami, z którymi pozostawia odbiorcę. Lekki styl pisania nie pozwala się zatrzymać i znudzić, choć treść książki zmusza czasem do momentu kontemplacji, często nagle, pomiędzy jednym wyrazem a drugim. Sądzę, że przekład Alberta Gorzkowskiego jest bardzo trafiony – nie odebrał książce Lewisa tajemniczości ani uroku. Wydanie serii wydawnictwa Esprit jest również bardzo ładne, choć okładka nie do końca oddaje treść książki – ale nie ma to ostatecznie zbyt wielkiego znaczenia. 

Pozycję serdecznie polecam – absolutnie wszystkim – choć zaręczam, że im więcej wiecie o życiu, tym więcej znaczeń w książce odnajdziecie.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Jak się uporać z „Erą Facebooka” - recenzja książki Clary Shih "Era Facebooka. Wydanie II"

Ci z Was, którzy z pretensją spoglądają w stronę wiecznie obecnego logotypu Facebooka, a także Ci, którzy uparcie odmawiają zalogowania się na nowych serwisach społecznościowych muszą stanąć przed brutalną prawdą: świat bez tych mediów już nigdy nie powróci.
Nawet jeśli za pięćdziesiąt lat Pinterest prześcignie Twittera pod względem ilości użytkowników, to z pewnością dalej będą istnieć, a nawet jeśli jakimś cudem oba znikną z sieci, to pojawią się na ich miejsce kolejne.

W tych dynamicznie rozwijających się czasach dziedziny marketingu i public relations wydają się być pod presją nieustannego rozwoju, a pracodawcy muszą ciągle wysyłać pracowników na nowe szkolenia. Metod dotarcia do odbiorcy jest coraz więcej – dlatego nawet światowy bestseller z roku 2012 „Era Facebooka” autorstwa Clary Shih rok później doczekał się w Polsce drugiego wydania nakładem wydawnictwa Helion, rozszerzonego o porady dotyczące Twittera i LinkedIna.
Według wszelkich danych i statystyk, najpopularniejszym serwisem społecznościowym na świecie jest Facebook, który w październiku 2012 roku posiadał 1 miliard zarejestrowanych użytkowników na całym świecie. Co miesiąc na jego serwery wgrywanych jest ponad 1 miliard zdjęć. Dane zgromadzone na Facebooku to ponad 180 petabajtów – a to wszystko w 9 lat (data powstania serwisu to 4 lutego 2004).

Jest powszechnie wiadomym, że takiego nagromadzenia konsumentów w jednym miejscu nie można zignorować. Zaczęły masowo powstawać strony firm i mediów, zbierając fanów, którzy dobrowolnie poddawani są codziennej indoktrynacji oraz postępującemu uzależnieniu od natychmiastowej informacji. Wśród komunikatów docierających do użytkowników są również reklamy, a może nawet przeważnie reklamy. I cóż innego pozostaje pracownikom marketingu, jak tylko czym prędzej się dokształcić, między innymi poprzez chwytanie za tego typu lektury.

Książka Clary Shih to pozycja bardzo potrzebna i pomocna. Szczególnie przydatny dla mnie okazał się rozdział 11 „Jak komunikować się z klientami na stronach facebookowych i Twitterze”. Było tam wiele znanych mi faktów, ale również zupełnie nowe szczegóły, na które sama bym nigdy nie wpadła. Są tu informacje przede wszystkim praktyczne, oparte na wyszczególnionych badaniach i doświadczeniu znanych firm.

Można się dowiedzieć, ile razy zamieścić post na Facebooku, z jaką treścią, by nie zniechęcić fanów, jak najszybciej i najkorzystniej pozyskiwać nowych, jak reagować na negatywne komentarze użytkowników. W rozdziale 13. Pt „Porady dla małych firm”, oraz w 14. „Porady dla organizacji non profit, instytucji służby zdrowia, oświaty i prowadzących kampanie polityczne” znajduje się również wiele wartych przemyślenia fragmentów, które może wykorzystać dosłownie każdy, kto tylko prowadzi jakikolwiek funpage. Książka stanowi kompendium wiedzy i jest podręcznikiem, który może się przydać nawet doświadczonym specjalistom ds. marketingu i PR. Warto.

Recenzja dla portalu www.kulturawkrakowie.pl, z dnia 05.08.2013