C.S. Lewis po raz kolejny wykreował świat, który zawłaszcza
czytelnika i nie daje o sobie zapomnieć. Wykreował go słowami, którymi
delektowałam się, czytając po kilka razy jedno zdanie i nie mogąc się nacieszyć
ich doborem i właściwościami. Co to była za powieść! Ile pokładów wyobraźni,
ile tysięcy znaczeń i reinterpretacji wyczerpują jej karty!
Bohaterką powieści Lewisa jest księżniczka, a potem królowa
Glome, Orual, choć co do jej tożsamości wielokrotnie w trakcie czytania można
mieć wątpliwości. Szkieletem książki stał się mit o Amorze i Psyche, którego
znajomość w żaden sposób nie odbiera smaku opowieści, bo dryfuje ona w zupełnie
innym kierunku, choć zupełna nieświadomość biegu wydarzeń z pewnością dostarczy
dodatkowych emocji. O czym naprawdę mówi dzieło Lewisa? Moim zdaniem – o złożoności
ludzkiej psychiki, o roli motywacji i jej skutkach widocznych w działaniu, o wielowarstwowej
miłości i jej różnorakich domieszkach. W sposób powierzchowny opowiada o
relacji Bogów i ludzi, jednak kryje się za tym o wiele więcej. Owo drugie dno,
przez cały czas w powieści obecne, momentami przeraża – rozkazuje, by się
zatrzymać, zastanowić i naoliwić dawno nieużywane trybiki.
C.S. Lewis, którego większość czytelników zna głównie jako
autora „Opowieści z Narnii” był również uznanym twórcą prozy przeznaczonej dla
dorosłych, a przy tym niesamowitym erudytą, człowiekiem inteligentnym, błyskotliwym, o
bogatej przeszłości i niesamowitej lekkości pióra. Pozostawił za sobą ogromną
spuściznę literacką, eseistyczną, autobiograficzną i krytyczną. To, jak głęboko
i jak szczerze wnika on w struktury ludzkiego umysłu nieustannie mnie
zadziwia. Można nawet powiedzieć, że pisarz obnaża ludzkość z tajemniczości i
wzniosłości, staje zaś przed nami bohater nagi, z całym swoim życiem w rękach, skazany
na osąd czytelnika. To przynaglanie do wydania osądu sprawia, że czytelnik
staje się ostrożniejszy – chce przeczytać wszystko, co tylko może, by to zrobić.
Książka „Dopóki mamy twarze” jest powieścią rewelacyjną – sama
w sobie i w połączeniu ze wszystkimi myślami, z którymi pozostawia odbiorcę. Lekki
styl pisania nie pozwala się zatrzymać i znudzić, choć treść książki zmusza czasem
do momentu kontemplacji, często nagle, pomiędzy jednym wyrazem a drugim. Sądzę,
że przekład Alberta Gorzkowskiego jest bardzo trafiony – nie odebrał książce Lewisa
tajemniczości ani uroku. Wydanie serii wydawnictwa Esprit jest również bardzo
ładne, choć okładka nie do końca oddaje treść książki – ale nie ma to
ostatecznie zbyt wielkiego znaczenia.
Pozycję serdecznie polecam – absolutnie wszystkim – choć zaręczam,
że im więcej wiecie o życiu, tym więcej znaczeń w książce odnajdziecie.
Przyznam szczerze, że nie znam tego autora, pewnie dlatego, że nigdy mnie nie ciągnęło do przeczytania "Opowieści z Narni", ale z tego co piszesz wydaje mi się, że książka, którą recenzujesz jest ciekawa :)
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę zapraszam do mnie
http://booksofmeworld.blogspot.com