„Umiemy się tylko kłócić albo kochać, ale nie umiemy się różnić
pięknie i mocno” powiedział Cyprian Kamil Norwid, ale się pomylił. A
dowodem na to jest książka „Bóg, kasa i rock’n'roll” autorstwa Szymona
Hołowni i Marcina Prokopa, wydana nakładem wydawnictwa Znak. Pozycja ta,
będąca zapisem ich rozmowy, na pewno nie należy do nudnych wywodów
teologicznych ani do równie nudnych filozoficznych traktatów. Autorzy
rozmawiają ze sobą jak starzy, dobrzy przyjaciele (którymi w
rzeczywistości przecież są), łapiący się za słówka, szturchający,
przekomarzający i wiecznie przekonujący jeden drugiego do swoich racji.
Oczywiście niezbyt nachalnie. Wszystko w duchu prawdziwie dojrzałej
tolerancji i wzajemnej akceptacji.
„No” – pomyślałam – „Gdyby tak rozmawiał każdy ateista z każdym
katolikiem, Polska byłaby zupełnie innym krajem”. Książkę tę powinien
przeczytać absolutnie każdy, nawet jeśli nie po to, by wynieść z niej
teologiczne racje, to w celu nauczenia się kulturalnej, płodnej we
wzajemny szacunek dyskusji. Rozmowy taktownej a zarazem błyskotliwej,
momentami złośliwej, ale zawsze w granicach dobrego smaku.
Jak wszyscy wiemy, Szymon Hołownia, zwany przez co poniektórych
„Terlikowskim light” jest w dyskusji stroną wierzącą, praktykującą,
uduchowioną i próbującą uzasadnić tę postawę Marcinowi Prokopowi. Ten
drugi zaś jest inteligentnym, oczytanym racjonalistą, który o samej
religii wie dość sporo, więc spór autorów jest bardzo wyważony.
Równowaga jest wyczuwalna nawet w kompozycji tekstu; raz więcej mówi
Szymon, raz Marcin. Raz jeden więcej pyta lub odpowiada, raz drugi.
Każdy z nich ma swój ulubiony temat, co widać też po długościach
wypowiedzi każdego z nich.
Książka ma dużą wartość merytoryczną; jest zapisem godnej uwagi
treści, która każdego dotyczy, a więc i każdego zainteresuje – a
przynajmniej powinna. Nie wyczerpuje z pewnością wszystkich podjętych
wątków i nie odpowiada wprost na wiele postawionych pytań, ale przecież
żadna rozmowa nie jest w stanie dokładnie tego zrobić. A zwłaszcza
rozmowa na tak obszerny temat. Jest w niej też coś innego niż w
pozostałych książkach Hołowni, a jest to godny przeciwnik, którego
obecność z pewnością przyciągnie do książki również takich czytelników,
którym zwykle było z Szymonem nie po drodze.
Celowo pominęłam to, kim autorzy są w świecie mediów, skąd są znani i
z czym kojarzeni, bo choć sami niejednokrotnie o tym w książce
wspominają, nie odgrywa to żadnej roli względem tego o czym i jak
dyskusja się toczy (może za wyjątkiem wątku o „kasie”). Książka zawiera
wiele fragmentów, których treść spektakularnie wdziera się do mózgu
czytelnika, kwestii, o których wcześniej nie pomyślał, oraz faktów,
których nie znał. I przede wszystkim – za którąkolwiek stroną barykady
odbiorca by się nie opowiedział, zdaje sobie sprawę, że musi się jeszcze
sporo dowiedzieć i wiele wyczytać, by umieć swoje stanowisko dobrze
uzasadnić. Bo jeszcze kiedyś, nie daj Boże, znajdzie się wśród jego
rozmówców ktoś pokroju Hołowni czy Prokopa – i cóż wtedy biedny,
osamotniony pocznie bez wiedzy, argumentów i pasji?
Recenzja dla portalu www.kulturawkrakowie.pl, z dnia 19.07.2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz